niedziela, 15 lutego 2015

Czym jest mądrość?

Chyba każdy z nas niektóre osoby uważa za mądre, zaś inne za... mniej mądre. Na jakiej podstawie dokonujemy tego podziału? Czym właściwie jest mądrość?

Otóż myślę, że często mylimy znaczenia kilku słów:

1. Inteligencja / Bystrość - Osoba która jest inteligentna (bystra) to taka, która jest potocznie mówiąc "kumata". Z łatwością rozwiąże zadanie z matematyki, szybko zrozumie zasady nowej gry, itp.

2. Elokwencja - Osoba elokwentna to taka, która potrafi się ładnie wypowiadać i używać trudnych, wyszukanych słów. Nie znaczy to, że zawsze w każdej rozmowie używa podniosłych słów jak na przemówieniu, ale że w razie czego potrafi też takich słów używać, oraz rozumie jak ktoś inny w ten sposób mówi.

3. Wiedza - Osoba która ma dużą wiedzę to taka, która... ma dużą wiedzę :) Czyli po prostu dużo wie z jakiejś jednej, lub z wielu dziedzin. Zna dużo ciekawostek naukowych. Zwykle łatwo rozwiązuje krzyżówki.

4. Doświadczenie - Osoba starsza, która więcej już przeżyła ma większe doświadczenie niż osoba młodsza.

5. Mądrość - Osoba mądra to taka, która... - ???
No właśnie... jakbyście dokończyli to zdanie?

ad.1
Myślę, że często błędnie utożsamiamy mądrość z inteligencją. Jak ktoś jest dobry z matematyki, lub też szybko coś "zczai" to już uważamy go/ją za mądrego/mądrą, zaś osoby słabsze z tego przedmiotu już takie mądre w naszych oczach nie są.
Dlaczego jest to błędne? Otóż oglądałem kiedyś pewien program popularnonaukowy na Discovery Science (niestety nie pamiętam nazwy) z którego dowiedziałem się, że mózg człowiek składa się z 2 półkul i każda jest za co innego odpowiedzialna. Lewa półkula odpowiada bardziej za nauki ścisłe, natomiast półkula prawa za nauki humanistyczne. Jeśli ktoś ma bardziej rozwiniętą lewą półkulę niż prawą to lepiej radzi sobie z zadaniem z matematyki niż z interpretacją wiersza na języku polskim. Z kolei osoba z bardziej rozwiniętą prawą półkulą ma odwrotnie.

Tak więc nie określajmy osoby nie radzącej sobie z matematyką jako nie mądrą, ponieważ ona jest po prostu dobra w czym innym.

ad.2
To chyba robi na nas największe wrażenie. Jakieś elokwentne zdanie, w którym użyto tak trudnych słów, że sami nie rozumiemy o co chodzi... ale czy taka umiejętność mówienia od razu czyni z nas osoby mądre? Na lekcjach historii dowiedziałem się, że w starożytnej Sparcie uczono dzieci mówić lakonicznie. Wszyscy chyba znamy cytat z filmu "300":
- Gdy nasze wojska wypuszczą strzały to słońce się zaćmi.
- Będziemy więc walczyć w cieniu.
Czy nie była to mądra odpowiedź? Sam chciałbym umieć tak na szybko tak świetne zdanie powiedzieć. A jednak nie przypominam sobie żeby Spartanie wynaleźli jakieś znane twierdzenie matematyczne, lub mieli wysoko rozwiniętą kulturę (teatry i te sprawy). Po prostu zostali wyuczeni takiego sposobu mówienia. Jeśli ktoś z nas wziąłby słownik wyrazów obcych i czytał przez kilka dni, a potem gdzieś w towarzystwie zaczął tych nowo poznanych słów używać to czy ta osoba stanie się nagle mądrzejsza od tych które takich słów nie znają?

Elokwencja to jest pewna umiejętność którą kto chce może się (w większym lub mniejszym stopniu) nauczyć. Z mądrością nie jest aż tak prosto.

ad.3
Czym tak naprawdę jest wiedza? Umiejętnością zapamiętywania informacji. Ktoś oglądając program popularnonaukowy jest w stanie dużo z niego zapamiętać (i potem "błysnąć wiedzą w towarzystwie") a ktoś inny mniej. Więc czy aby być mądrym człowiekiem wystarczy czytać miesięcznik National Geographic i wiedzieć jak nazywa się stolica Jemenu, oraz w którym wieku żył Bolesław Chrobry? Przecież ludzie mają różne zainteresowania. Ktoś kto interesuje się historią ma zapewne dużą wiedzę z historii, zaś ktoś kto interesuje się ogrodnictwem ma dużą wiedzę z ogrodnictwa. Ten się zna na tym, a drugi na tamtym.

Nie oceniajmy kogoś za mniej mądrego jeśli ma mniejszą wiedzę z jakiejś dziedziny od nas. On/a za pewne znacznie lepiej zna się na czymś innym.

ad.4
Chyba wszyscy nie raz słyszeliśmy zdanie wypowiedziane w naszą stronę: "Słuchaj starszego!". Kto je wypowiadał? Ktoś młodszy od nas? nasz rówieśnik? czy właśnie osoba starsza?
Albo z drugiej strony: Nie raz słyszymy jak ktoś nazywa kogoś (niekoniecznie obraźliwie, ale z lekką pogardą): "ty gimbusie". Kto najczęściej te słowa wypowiada? Czy nie właśnie osoby które jeszcze kilka lat temu same do gimbazy chodziły? Ludzka mentalność podpowiada nam, że im jesteśmy starsi tym jesteśmy mądrzejsi. 18-latek uważa siebie za mądrzejszego od 14-latka. Nauczyciel uważa siebie za mądrzejszego od ucznia. Profesor uważa siebie za mądrzejszego od studenta. Rodzic uważa siebie za mądrzejszego od dziecka itd.
Jednak idąc tym tokiem rozumowania nie mamy żadnego wpływu na naszą mądrość. Po prostu musimy się starzeć a więc automatycznie nabierać mądrości... - brzmi trochę bez sensu według mnie.

ad.5

Mądrość to umiejętność podejmowania dobrych decyzji.

Tak właśnie jest. Osoba mądra to taka osoba która podejmuje właściwe decyzje. Nie musi umieć obliczać objętości graniastosłupa foremnego, nie musi wiedzieć co to znaczy "rekonwalescencja", nie musi znać długości rzeki Amazonka, nie musi mieć jakiegoś określonego wieku. Chodzi o to żeby podejmować dobre decyzje.

A jaka decyzja w naszym życiu jest najważniejsza? Czy nie jest to właśnie decyzja przyjęcia Boga do swojego serca? Właśnie ta decyzja będzie mieć największe konsekwencje ze wszystkich decyzji jakie kiedykolwiek będziemy musieli podjąć.

Ktoś może mieć tytuł doktora habilitowanego, umieć rozmawiać na wysokim poziomie, mieć szeroką wiedzę z wielu dziedzin nauki, być już doświadczonym przez życie a jednocześnie Bogiem mówić, że Bóg go nie obchodzi. Czy powiemy o nim, że jest mądry? Ja nie. Powiem, że jest inteligentny, bystry, elokwentny itd. ale nie mądry. A czy 10-letnia dziewczynka która codziennie czyta biblię bo chce uczyć się jak żyć aby się Bogu podobać jest mądrą osobą? Moim zdaniem tak!

Ale oczywiście decyzja przyjęcia Boga do swojego serca nie jest jedyną decyzją którą musimy w życiu podjąć. Codziennie czeka na nas wiele decyzji. Jak sobie z tym radzić? Jak to zrobić, żeby mądrze żyć?
"A jeśli komu z was brak mądrości, niech prosi Boga, który wszystkich obdarza chętnie i bez wypominania, a będzie mu dana" Jak. 1,5
 Takie proste? tak, takie proste. Według tego wersetu nie ma żadnych kryteriów, ani nie trzeba spełniać żadnych warunków by móc prosić o mądrość. Wystarczy prosić Boga, a On "wszystkich obdarza chętnie i bez wypominania".

Na co więc jeszcze czekasz? Bóg sam obiecał, że wszystkich chętnie obdarza mądrością. "Chwyć się" tej obietnicy i proś Go o to.

piątek, 6 lutego 2015

Wyłącz emocje. Włącz myślenie. cz.1: Manipulacja

Pisząc jakiś czas temu rozkminę na temat sportu dość przypadkowo napisałem pewne zdanie, którym postanowiłem też zatytułować ten post.

Zauważyłem, że od jakiegoś czasu jest to takie moje życiowe motto... a w każdym razie motto w niejednym poście na tym blogu ;)

A więc o co chodzi? Chodzi o to, że naszą słabością jest to, że w życiu zbyt często kierujemy się emocjami zamiast zdrowym rozsądkiem, przez co łatwo nami zmanipulować. Nie wierzycie? pokażę Wam :)

1. Reklamy


Świetnie widać to na przykładzie reklam telewizyjnych. To jest klasyczny przykład manipulowania ludźmi za pomocą emocji. Wszyscy chyba znamy reklamy różnego rodzaju lekarstw od np. bólu pleców.
Często pojawiają się zdania typu: "ta tabletka jest wyjątkowa bo zwalcza aż 3 rodzaje bólu: bóle mięśni, bóle pleców i bóle stawów! (i teraz efektowna animacja lecącej tabletki która dosłownie rozwala 3 wielkie napisy: "ból mięśni", "ból pleców" i "ból stawów"). Działa do 24 godzin! działanie potwierdzone naukowo!".
Oczywiście nie może się obyć bez krótkiej historyjki starszego pana, która na początku reklamy (przed zażyciem tabletki) ledwo się rusza z powodu bólu, a na koniec (po zażyciu tabletki) jest uśmiechnięty od ucha do ucha. Tu odzywają się nasze emocje: "wow, też tak chcę. Kupię tę tabletkę to też będę taki uśmiechnięty! Ona jest super, bo zwalcza aż TRZY rodzaje bólu! wow!".

A teraz wyłączmy na chwilę nasze emocje, a włączmy myślenie.
Po pierwsze: czy widzieliście kiedyś tabletkę która działa na "ból mięśni" a nie działa na "ból stawów"? Oczywiście, że nie! tabletka od bólu to tabletka od bólu. Zawiera jakiś składnik który zmniejsza nam odczuwania bólu niezależnie skąd pochodzi. Czy ludzie, którzy tworzą tę reklamę o tym nie wiedzą? Oczywiście, że wiedzą. Jednak jeśli zaakcentują, że wyjątkowość tej tabletki polega na zwalczaniu aż TRZECH rodzajów bólu, to zadziałają nasze emocje i podświadomie zaczniemy wierzyć, że ta tabletka rzeczywiście jest wyjątkowa.

Po drugie: Co to znaczy, że "działanie potwierdzone naukowo"? Przecież każdą tabletkę muszą zbadać naukowcy zanim zostanie wprowadzona do sprzedaży. Gdyby stwierdzili, że ona nie działa to przecież by jej nie sprzedawali. A więc pewnie każdy lek sprzedawany w aptece ma "działanie potwierdzone naukowo". Reklama jest jednak skuteczna wtedy, gdy działa na emocje widza, a nie gdy przedstawi obiektywne fakty.

Teraz myślisz pewnie: "no racja, ale na mnie te reklamy nigdy nie działały. Ja zawsze miałem/am głowę na karku i nie wierzyłam tak ślepo w to co tam mówią". Ok :) ale czytaj dalej.

2. Reality show


Oglądałem jakiś czas temu odcinek jednego ze znanych, telewizyjnych, kulinarnych show (nie pamiętam dokładnego tytułu). Dwóch uczestników się wzajemnie.... nie lubiło. Bardzo ze sobą rywalizowali. Podczas jednej z konkurencji jeden z nich tak się śpieszył przy gotowaniu, że przypadkowo trącił do patelni tego drugiego przez co tamtemu cała potrawa spadła na podłogę. W tym momencie widzów przed telewizorami ogarnęła chwila konsternacji: "jak tamten zareaguje? przywali mu? a może wybaczy?" Po przerwie reklamowej okazało się, że wybaczył (uznał, że to było przypadkowo). Widzów jednak zaczyna to coraz bardziej emocjonować: "Ciekawe jak będzie w następnym odcinku? czy znowu się jakoś pokłócą?"
Niby zwykłe gotowanie, a tyle emocji, no nie?

A teraz wyłączmy na chwilę nasze emocje, a włączmy myślenie.
Na czym zależy producentom programu? Żeby przedstawić prawdziwe zmagania, prawdziwych kucharzy? Niekoniecznie. Im zależy na tym, żeby program miał wysoką oglądalność. A czy gdyby wszyscy uczestnicy byli spokojni i opanowani program byłby dla widzów ciekawy? Dla wielu osób pewnie nie. Nie mówię, że ci uczestnicy to aktorzy, ale śmiem twierdzić, że większość scen i pozornie "przypadkowych" zachowań jest wyreżyserowanych. Myślę, że to nie jest na zasadzie "ok, wy gotujcie my was będziemy filmować", tylko bardziej "ty się tu obróć, ty przechodź tutaj, jak na niego wpadniesz to krzyknij: 'co ty robisz!?'" itd. To właśnie takie akcje wywołują u widzów emocje, przez co chcą oni oglądać kolejne odcinki. I śmiem twierdzić, że działa tak nie tylko program kulinarny, ale każde reality show. Wszystko jest nastawione na wywoływaniu u widzów jak największych emocji.

3. Wiadomości


Jakiś czas temu w telewizji na wiadomościach był reportaż o (niezbyt zamożnej) rodzinie, której złodziej ukradł samochód. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że w tym samochodzie był specjalny wózek inwalidzki dzięki któremu ich niepełnosprawna córka mogła się poruszać. Historia ta bardzo poruszyła emocje widzów i odbiła się mnóstwem komentarzy typu: "Jak on mógł ukraść wózek niepełnosprawnej dziewczynce!", "Drań bez serca!" itp. 
Kilka dni później ekipa telewizyjna ponownie odwiedziła tę rodzinę. Okazało się, że wózek, który został skradziony... złodziej oddał (postawił go na klatce schodowej). Auta co prawda nie zwrócił, ale rodzina była szczęśliwa, bo ten specjalny wózek był o wiele więcej wart i co najważniejsze... dziewczynka może znowu się poruszać.

A teraz wyłączmy na chwilę nasze emocje, a włączmy myślenie.
Czy ten człowiek celowo kradł wózek niepełnosprawnej dziewczynki? On po prostu chciał ukraść samochód. Nadarzyła się okazja, więc włamał się, wsiadł i odjechał. Jak myślicie, czy zanim to zrobił sprawdził, czy w bagażniku jest wózek inwalidzki? Jasne, że nie! Najpierw ukradł auto, a zapewne dopiero później zorientował się, że w bagażniku jest wózek. To był czysty przypadek. Oczywiście nie twierdzę, że to go usprawiedliwia, ponieważ każda kradzież jest złym czynem, ale on niczym się nie różni od innych złodziei samochodów!!! Czemu więc ludzie akurat jego tak źle oceniają? bo kierują się emocjami, zamiast spojrzeć w sposób logiczny. Nazywają go "draniem bez serca, który ukradł wózek niepełnosprawnej dziewczynce" zamiast włączyć myślenie i zastanowić się, że przecież on tego nie zrobił celowo.

4. "Pomaganie" przez facebooka


Wszyscy użytkownicy facebooka na pewno nie raz widzieli zdjęcia chorych, okaleczonych dzieci udostępniane przez naszych znajomych z opisem "Ta dziewczynka urodziła się z rzadką chorobą / uległa poważnemu wypadkowi. Facebook płaci 5 groszy na pokrycie kosztów operacji za każde udostępnienie tego zdjęcia. Nie bądź obojętny! Udostępnij". I w tym właśnie momencie odzywają się nasze emocje. Nasza litość wobec tego dziecka. Pozorne włączenie myślenia: "udostępnienie nic mnie nie kosztuje. 5 groszy to co prawda nie wiele, ale jak więcej ludzi to udostępni zbierze się większa suma. Udostępniam,". I już wydaje się nam, że postąpiliśmy właściwie.

A teraz wyłączmy na chwilę nasze emocje, a włączmy myślenie.
Gdyby administracja facebooka rzeczywiście chciała pomóc choremu dziecku wpłacając jakąś kwotę na jego leczenie to mogliby po prostu te pieniądze wpłacić. Po co mieliby kazać użytkownikom udostępniać zdjęcie tej chorej osoby? Jaki w tym cel? Po co mieliby sprawdzać ile osób to zdjęcie udostępniło, a następnie według tej ilości udostępnień obliczać kwotę jaką wpłacą na pomoc? Wyobraźcie sobie, że taki Mark Zuckerberg przychodzi do biura i otwiera facebooka. Patrzy: 150 000 udostępnień. Myśli: "ależ ci ludzie są nieczuli. Myślałem, że będzie więcej udostępnień." Następnie otwiera kalkulator i liczy: 150 000 * 0,05 = 7500 zł. Po czym mówi do sekretarki: "Ok, czyli na operację tego dziecka dajemy 7500 zł." Czy nie brzmi to absurdalnie?

5. "Duchowe akumulatory"


Niektórzy ludzie mówią, że jeżdżą na (wielkie) spotkania ewangelizacyjne, czy też wieczory uwielbiające po to, by "podładować swoje duchowe akumulatory". Kiedy zespół prowadzi uwielbienie, a wszyscy ludzie wokół stoją, zamykają oczy, śpiewają, to to bardzo oddziałuje na nasze emocje i sprawia, że czujemy się "bliżej Boga" niż np. siedząc w zimnym kościele podczas nabożeństwa, gdzie jest 5 ludzi na krzyż. Inna atmosfera. Inny klimat. A przede wszystkim: inne emocje. Niektórzy ludzie starają się możliwie często uczestniczyć w takich "podładowaniach akumulatorów", bo to pozwala im utrzymać jako-taką kondycję wiary. Hmmm... 

A teraz wyłączmy na chwilę nasze emocje, a włączmy myślenie.
"Wiara tedy jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe." Rzym. 10,17
Na czym powinna opierać się nasza wiara? Na emocjach które są tak nietrwałe? Na emocjach, za pomocą których tak łatwo można nami manipulować? Czy ze słuchania Słowa Bożego, które jest stałe i niezmienne? Bardzo podoba mi się pewne stwierdzenie:
"Chrześcijaństwo ma tyle wspólnego z uczuciami co twój telefon z fotografią."
Telefonem da się robić zdjęcia. Czasami nawet całkiem fajnie wychodzą. Jednak każdy, kto zamierza poważnie traktować fotografię wie, że potrzebuje prawdziwej lustrzanki, a nie szajsunga :P Tak właśnie jest z chrześcijaństwem. Da się żyć "od koncertu uwielbiającego, do koncertu uwielbiającego". Ale wiedz, że jeśli zamierzasz traktować Boga poważnie to potrzebujesz solidniejszego fundamentu niż emocje. Nie chcę przez to powiedzieć, że koncerty uwielbiające są czymś złym. Chodzi mi o to, że nie powinniśmy opierać naszej wiary tylko na fundamentach emocjonalnych przeżyć. Do tego właśnie chcę zachęcić poprzez bloga. Aby wyłączyć emocje. Włączyć myślenie. Zastanowić się w co się tak naprawdę wierzy. Nie kierować się ulotnymi uczuciami tylko wiedzieć w co się wierzy i mieć swoje zdanie dlaczego wierzę w to, a nie wierzę w tamto.
Zobaczcie filmik w którym usłyszałem to porównanie o chrześcijaństwie i fotografii :)

6. Ten post :)


Czy podczas czytania tego bądź, co bądź, długiego postu nie kierowałeś/aś się emocjami?
Może czytałeś/aś wszystkie poprzednie posty i widząc, że po ponad miesięcznej przerwie pojawiło się coś nowego pomyślałeś/aś: "O! jest nowy post. Muszę poczytać" i bez względu na to co bym tu nie napisał i tak od początku wiedziałeś/aś, że przeczytasz do końca i klikniesz (y)?
Albo może nie czytałeś/aś jeszcze żadnego postu na moim blogu, a pierwszy punkt wydawał Ci się tak nudny, że przestałeś/aś czytać i wyłączyłeś tę kartę? W takim razie tego tekstu też nie czytasz :D
A może np. czytając punkt drugi na temat reality show poczułeś/aś się wzburzony/a, bo lubisz takie programy i poczułeś/aś jakbym chciał Cię urazić? (jeśli tak to przepraszam, bo nikogo nie zamierzałem obrażać)
A może uraził Cię punkt o "Duchowych akumulatorach"? Odebrałeś/aś to jako krytykę koncertów uwielbiających? (też przepraszam)
W każdym razie jeśli jeden z tych punktów wywołał w Tobie jakieś silne emocje, czy nie sprawiło to, że na kolejne też zacząłeś/aś patrzeć pod tym kątem? Jeśli wzburzył Cię punkt drugi to czy nie sprawiło to, że na punkt trzeci patrzyłeś/aś od początku krytycznie? Gdybym zmienił kolejność tych punktów odbiór mógłby być całkiem inny. Jak łatwo jest manipulować ludzkimi emocjami...

Muszę jednak napisać jeszcze jedną ważną rzecz nad którą też się ostatnio zastanawiałem.

Czy byłoby dobrze gdybyśmy wszyscy potrafili wyłączyć swoje emocje i żyć całkowicie bez nich kierując się tylko logiką i rozsądkiem?


Absolutnie! To byłoby straszne! Życie bez emocji byłoby naprawdę okropne!
Przecież czym jest szczęście? Czym jest radość? Czym jest smutek? Czym jest przyjemność? Czyż nie są to właśnie emocje?

Co wywołuje uśmiech na naszej twarzy? - emocje!
Co sprawia w nas optymizm? Chłodna kalkulacja, czy emocje? Oczywiście, że emocje!

To właśnie emocje sprawiają, że jesteśmy ludźmi, a nie maszynami.

Gdybyśmy całkowicie wyłączyli emocje, nie różnilibyśmy się niczym od dobrze zaprogramowanych maszyn, które podejmują decyzje na podstawie logicznego wyboru najkorzystniejszej opcji.

To właśnie emocje czynią nasz świat pięknym i ciekawym.

Jaki więc jest wniosek z tego postu?

Nie starajmy się całkowicie pozbyć emocji. Cieszmy się nimi, ale jednocześnie uczmy się czasami na chwilę je "wyłączyć", aby nie dać się zmanipulować.

środa, 24 grudnia 2014

Na kogo czekamy?

Który obrazek bardziej kojarzy Wam się z Jezusem?

Mamy święta Bożego Narodzenia więc na wszystkich obrazkach oglądamy małego niewinnego noworodka ze złotą aureolą. I ok, pewnie gdy Jezus urodził się w Betlejem mniej-więcej tak wyglądał (co prawda nie wydaje mi się, żeby miał aureolę nad głową, ale to tylko mały szczegół).

Święta oprócz tego, że są okazją do przypomnienia sobie Jego pierwszego przyjścia na Ziemię, skłaniają do refleksji nad Jego drugim przyjściem które dopiero nastąpi. Ale czy wtedy Jezus też przyjdzie jako mały dzidziuś? Oj nie. On już dorósł! Wtedy Jego przyjście będzie zupełnie inne.
"Ludzie omdlewać będą z trwogi w oczekiwaniu tych rzeczy, które przyjdą na świat, bo moce niebios poruszą się. I wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą." Łk 21,26.27
"Wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną." 2 Pio 3,10b
"Sami bowiem dokładnie wiecie, iż dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy. Gdy mówić będą: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy przyjdzie na nich nagła zagłada, jak bóle na kobietę brzemienną, i nie umkną." 1 Tes 5,2.3
Powtórne przyjście Jezusa to już nie będzie cicha stajenka, pasterze i zwierzątka. To będzie ostateczna bitwa. Zniszczenie szatana, osądzenie ludzi, którzy Mu nie zaufali... oj, będzie się działo...

Czy dla wszystkich ten dzień będzie przerażający? Nie.
"A gdy się to zacznie dziać, wyprostujcie się i podnieście głowy swoje, gdyż zbliża się odkupienie wasze." Łk 21,28
A jaka jest Twoja reakcja na myśl o tym dniu? "Omdlewasz z trwogi w oczekiwaniu tych rzeczy"? Czy "prostujesz się i podnosisz swoją głowę, gdyż zbliża się Twoje odkupienie"? 

Co jest sportem?

Dziś rozkmina na temat sportu :)

Czy sporty walki, jak np. MMA, możemy nazwać sportem? A poker? A co z grami komputerowymi i tzw. e-sportem?
Od pierwszej gali KSW (sporty walki) transmitowanej na otwartym kanale polsatu oglądałem wszystkie kolejne gale. Nie raz, nie dwa i nie trzy dyskutowałem z moją mamą czy możemy nazwać to sportem, czy jest to po prostu bezduszna bijatyka. Nie tak dawno oglądałem też w telewizji finał w CS:GO (gra komputerowa - strzelanka). Postanowiłem spisać z tego rozkminę na bloga.

1. MMA

A więc zacznijmy od sportów walki. Jeśli uważasz, że to "mordobicie" nie można nazywać sportem ze względu na brutalność, kontuzje i cel walki, chciałem zadać Ci kilka pytań:

1. Czy piłka ręczna to jest według Ciebie sport? Podczas gdy drużyna jest w obronie, zawodnicy starają się uniemożliwić przeciwnikom oddanie rzutu na bramkę. Wypychają ich, przytrzymują, często powalają na ziemię. Czy jest to sport?

2. Jeśli tak, to czy futbol amerykański jest według Ciebie sportem? Wszyscy zawodnicy mają kaski i wielkie ochraniacze, dlatego, że gdy drużyna wprowadza piłkę do gry zawodnicy starają się w wypchnąć przeciwników, a ci z kolei (dosłownie) rzucić się na zawodnika trzymającego piłkę i powalić go na ziemię. Czy jest to sport?

3. Jeśli tak, to czy sumo jest według Ciebie sportem? W tej dyscyplinie zawodnik musi wypchnąć przeciwnika poza koło, lub powalić go na ziemię. Czy jest to sport?

4. Jeśli tak, to czy np. judo jest według Ciebie sportem? Nie znam się za bardzo na tej dyscyplinie, ale z tego co oglądałem w telewizji podczas olimpiady, tam też chodzi o to, by rzucić przeciwnika na ziemię. Czy jest to sport?

5.  Jeśli tak, to czy MMA nie jest sportem?

Niektórzy ludzie mówią, że w MMA chodzi o to, żeby tak przeciwnika pobić, żeby tamten nie potrafił wstać. Ale to nieprawda!!! W MMA chodzi o to, żeby zdobyć więcej punktów niż przeciwnik. Punkty zdobywa się za uderzenie przeciwnika, lub przewrócenie go na ziemię (Fachowo nazywa się to "obalenie" :D ). Można też wygrać w inny sposób. Jeśli przeciwnik zdecyduje się poddać (może to zrobić np. uderzając 3 razy ręką o ring) wtedy walka jest natychmiast przerywana, a zawodnikom (jeśli jest taka potrzeba) udzielana jest pomoc medyczna.

6. Uważasz, że zawodnicy w MMA kierują się przemocą i dążą do tego by jak najmocniej pobić przeciwnika? Bzdura! Obejrzyj jakąś walkę.
Jeśli któryś z nich chce się poddać i przerwać walkę, ten drugi natychmiast przestaje go atakować.
Gdy ktoś zrobi faul (np. nieumyślnie kopnie przeciwnika w krocze - to się czasem zdarza), gdy tylko zawodnik dojdzie do siebie, tamten natychmiast podaje mu rękę i przeprasza za ten cios.
Po skończonej walce zawodnicy podają sobie ręce, przytulają się,  a przegrany gratuluje zwycięzcy...
Zawodnicy mają do siebie szacunek! To, że jeden uderzy drugiego w twarz nie znaczy, że kieruje się złością. On po prostu chce zdobyć punkt. Takie są zasady tego (moim zdaniem) sportu.
Oczywiście zdarza się, że zawodnicy się nie lubią i nie okazują sobie gestów jakie właśnie wypisałem, ale czy w innych sportach tak się nie zdarza? Czy wszyscy piłkarze okazują sobie wzajemnie szacunek na boisku? Nigdy nie dochodzi między nimi do kłótni, bójek, przepychanek itd.?

7. Mówisz, że MMA nie jest sportem, bo przypomina bijatykę uliczną pełną przemocy? W średniowieczu łuk był jedną z podstawowych broni w prawdziwych bitwach. Dziś na olimpiadzie mamy łucznictwo. W takim razie łucznictwo nie jest sportem, tak? A strzelectwo? To też nie jest sport?

8. Powiesz: "no tak, ale oni strzelają do tarczy, a w MMA bije się żywych ludzi." A co z szermierką? Tam też walczy się z prawdziwymi ludźmi i chodzi o to żeby ich trafić. To też nie jest sport, prawda?

9. Odpowiesz: "Ale szermierka jest bezpieczna. Nikomu nie stanie się krzywda, a w MMA zawodnicy odnoszą ciężkie obrażenia, mają zakrwawione nosy, siniaki itd."
A czy w innych sportach nie ma kontuzji? Ileż to razy w piłce nożnej zawodnik jest znoszony z boiska na noszach? Na galach KSW nie przypominam sobie takiej sytuacji. Mówisz, że ryzykują życie? Moim zdaniem o wiele więcej ryzykują kierowcy rajdowi! Wielu kierowców odnosiło ciężkie kontuzje, a nawet śmierć na torach wyścigowych. W MMA nie wiem czy zdarzyła się już śmierć na ringu.

Myślę, że ludzie nie chcą nazwać MMA sportem, gdyż kierują się emocjami. Widzą zawodników okładających się wzajemnie mocnymi ciosami, zakrwawione nosy i ten widok im się nie podoba. Utożsamiają się z przegranymi. Myślą: "jak jego to musi boleć!". Mówią: "w życiu bym do takiego ringu nie wszedł". Nie chcą na to patrzeć.
Ale czy człowiek, który marzy o tym, by być światowej klasy piłkarzem myśli o tych graczach, którzy są znoszeni z boiska na noszach, bo mają złamaną nogę? Czy raczej o tych, którzy strzelają piękne i efektowne bramki w decydujących meczach i podnoszą w górę puchar po zwycięstwie na mistrzostwach?

Wyłącz emocje. Włącz myślenie.

Jeśli nie potrafisz patrzeć na ten (moim zdaniem) sport racjonalnie, tylko ciągle wywołuje to w Tobie negatywne emocje to po prostu tego nie oglądaj. Nikt Ci nie nakazuje. Tylko szanuj tych, którzy widzą w tym sport. To, że Tobie się to nie podoba, nie znaczy, że to nie jest sport.

2. Poker

Czy poker jest dyscypliną sportową? Przecież chyba wszystkim kojarzy się on z hazardem. Pamiętam jak kiedyś (kilka/kilkanaście lat temu) miała się odbyć olimpiada młodzieży ewangelickiej, a na niej między innymi zawody w brydżu sportowym. Jakaś starsza pani zadzwoniła na parafię wyrażając swój sprzeciw w tej sprawie, bo (jeśli dobrze pamiętam to zacytuję jej argument) "ją zawsze uczono, że w Kościele nie ma miejsca na karty". Jeśli Ty też tak uważasz i twierdzisz, że pokera, brydża i innych gier karcianych nie można nazywać sportem zadam Ci kilka pytań:

1. Czy szachy są według Ciebie sportem? W szachach nie ma znaczenia siła i sprawność fizyczna. Liczy się bystrość umysłu. Czy jest to sport?

2. Jeśli tak, to czy gry planszowe (np. popularny monopoly, lub inne gry strategiczne) są według Ciebie sportem? Tam też liczy się bystrość umysłu i/lub szczęście. Czy jest to sport?

3. Jeśli tak, to co jeśli w takiej grze oprócz planszy i pionków używa się kart? Czy według Ciebie jest to jeszcze sport?

4. Jeśli tak, to co jeśli w grze nie używa się ani planszy, ani pionków, tylko samych kart? Po prostu takie są zasady gry. Czy można według Ciebie nazwać to sportem?

5. Czy to co opisałem w powyższym punkcie nie opisuje np. pokera?

Cóż. Wszystko zależy od tego jak traktujemy daną grę. Przykładowo: piłka nożna:
 - dla jednych jest bezsensownym gonieniem za piłką.
 - dla innych jest po prostu rekreacyjną zabawą od czasu do czasu z przyjaciółmi.
 - dla jeszcze innych jest dyscypliną, którą trenują latami, dzięki której zarabiają na życie i którą traktują bardzo poważnie i odpowiedzialnie.

Dla jednych poker jest hazardem. Dla innych - rekreacyjną zabawą dzięki której można spędzić fajny czas z kumplami. Dla jeszcze innych - dyscypliną, którą trenują latami, dzięki której zarabiają na życie i którą traktują bardzo poważnie i odpowiedzialnie.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Jeśli dla Ciebie poker zawsze był postrzegany tylko jako hazard, zmień punkt siedzenia. Zauważ, że to jest po prostu gra, która nie różni się wiele od innych gier planszowych, a dla niektórych ludzi jest to poważna dyscyplina sportowa, którą traktują poważnie i odpowiedzialnie.

3. Counter Strike i inne sporty elektroniczne.

Jeżeli uważasz, że gra komputerowa nie może być nazywana sportem chcę zadać Ci kilka pytań:

1. Jeśli gram z kolegą w szachy to jest to według Ciebie sport, czy nie?

2, Jeśli tak, to co, jeśli zamiast grać na tradycyjnej szachownicy gramy w szachy przez internet? Też ruszamy figurami, tylko nie bezpośrednio, a za pomocą myszki. Czy można według Ciebie nazwać to sportem?

3. Jeśli tak, to co, jeśli nie gramy w szachy, a w coś innego, np. w Colina (gra komputerowa - wyścigi samochodowe). Zamiast klikać myszką używamy klawiatury. Jest to według Ciebie sport?

4. Jeśli tak, to co, jeśli użyjemy zarówno myszki jak i klawiatury i zmierzymy się w wirtualnym pojedynku w Counter Strike?

5. Uważasz, że to jest przesada, ponieważ w Counter Strike strzela się do przeciwników i zabija ich? Przeczytaj tę rozkminę: Czy człowiek wierzący może grać w gry komputerowe polegające na zabijaniu?

Gdzieś kiedyś czytałem, że zadano pytanie ojcu mistrza świata w CS'a: "Co pan myśli o dyscyplinie syna?". Nie potrafię dokładnie zacytować, ale mniej więcej powiedział coś takiego: "Syn podchodzi do tego bardzo poważnie. Jestem z niego tak samo dumny, jak gdyby był mistrzem świata w szachy."

4. Wnioski

Może o to właśnie w tym chodzi? O to jak podchodzimy do danej dyscypliny? Jeśli np. trenujemy MMA tylko po to, żeby nauczyć się ciosów, które możemy wykorzystać jakby nas ktoś zaczepił na ulicy, to rzeczywiście może to przynieść złe skutki. Jeśli jednak traktujemy coś poważnie i odpowiedzialnie to może niezależnie od tego czy gramy w siatkówkę, czy w CS'a możemy się nazywać sportowcami?

Niedawno podczas dyskusji z mamą na temat MMA, zadała mi pytanie: "Czy gdyby twój syn chciał trenować MMA to zgodziłbyś się?". Odpowiedziałem: "Gdyby podchodził do tego odpowiedzialnie i poważnie traktował tę dyscyplinę - jako sport, a nie jako bijatykę - to tak." Myślę, że podobna sytuacja jest z pokerem, CS'em i każdą inną dyscypliną.

Pozostaje jednak pytanie:

5. Czy są jakieś granice sportu?

Czy np. walki gladiatorów na śmierć i życie w starożytnym Rzymie możemy nazwać sportem? Myślę, że trzeba ustalić pewne kryteria. Pomyślałem nad czymś takim:

1. Sport trzeba uprawiać z własnej woli, a nie być do niego zmuszonym (a tam z tego co mi wiadomo walczyli niewolnicy).

2. W każdej dyscyplinie sportowej, każdy zawodnik może w każdy momencie się wycofać (najczęściej kosztem przegranej).

3. W sporcie kontuzje nie mogą być głównym elementem widowiska. Wypadki zawsze się zdarzały i zawsze będą się zdarzać w prawie każdej dyscyplinie, ale nie może być tak, że ogląda się pojedynek, w którym głównym elementem są ciężkie obrażenia, lub śmierć któregoś z zawodników (Walki gladiatorów w starożytności to nie jest sport według mnie).

6. Podsumowanie

Jeśli nie podoba Ci się MMA, poker, e-sport, czy jakakolwiek inna dyscyplina - po prostu tego nie oglądaj, ale nie obrażaj ludzi, którzy biorą w tym udział, lub tych, którzy to oglądają. Ja np. nie lubię oglądać łyżwiarstwa figurowego. Mówiąc szczerze nie wiem co w tym ludzie widzą, ale nie uważam, że jest to gorsza dyscyplina sportowa od siatkówki, MMA, czy skoków narciarskich. To po prostu inna dyscyplina sportowa, która mi się osobiście nie podoba, ale podoba się innym ludziom - i jest ok :)

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Dorosłość

Jakieś pół roku temu, pewna 15 letnia osoba spytała mnie: "jak to jest być dorosłym?". Mówiąc szczerze nie wiedziałem tak na szybko co odpowiedzieć, ale była to całkiem niezła inspiracja do rozkminy. Pewnie osoby, które są starsze ode mnie mogłyby więcej na ten temat powiedzieć, ale moje skromne 3,5 letnie doświadczenie jako osoba pełnoletnia też nasuwa kilka spostrzeżeń.

Otóż moment w którym kończymy 18 rok życia na pierwszy rzut oka wcale nie jest jakiś bardzo przełomowy. Tak "z dnia na dzień" w zasadzie nic się nie zmienia. Wyglądamy tak samo, myślimy tak samo, ot, zwykły kolejny dzień.
Zmieniają się natomiast nasze prawa. Od tego dnia jesteśmy w świetle polskiego prawa pełnoletni, a więc w zasadzie: możemy wszystko. Możemy kupować sami alkohol, możemy zdawać prawo jazdy, możemy głosować w wyborach państwowych... wszystko możemy, ale jednocześnie jeśli coś nabroimy (mam na myśli poważniejsze sprawy, tzn. wykroczenia i przestępstwa) to my za to będziemy odpowiadać, a nie nasi rodzice.

Ale dobra, wiem, że Ameryki nie odkryłem i nie ma sensu pisać tego co wszyscy wiedzą. Napiszę coś co pewnie nie wszyscy wiedzą, a mianowicie to, że w Biblii jest werset który moim zdaniem jest dosłowną odpowiedzią na postawione na początku pytanie.

 Panie i panowie, oto kwintesencja dorosłości:
"Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić." 1 Kor 6,12
Mając 18 lat wszystko mi wolno. Wolno mi np. tak się upić alkoholem żebym nie wiedział co się dzieje. Wolno mi oglądać pornografię. Wolno mi uprawiać hazard. Wolno mi prowadzić szeroko pojmowane "rozwiązłe życie". Wolno mi rzucić szkołę i mówić, że mam wszystko w d... ale nie wszystko jest pożyteczne. Można zatem powiedzieć, że
Dorosłość = Odpowiedzialność
Do 18-tego roku życia odpowiedzialność za nas ponoszą nasi rodzice. To oni nam mówią (a przynajmniej powinni): "nie możesz tego, nie możesz tamtego". Od 18-stki musimy to sobie mówić sami. Sami musimy sobie wyznaczać granice. Sami musimy się kontrolować. Sami decydujemy o swoim życiu. Wszystko nam wolno... ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko nam wolno... ale nie dajmy się niczym zniewolić.

Zamiast mówić: "Jestem dorosły. Mogę się upić, więc się upiję", mówmy: "Jestem dorosły. Choć mogę się upić nie zrobię tego. Nie dlatego, że ktoś mi zabrania. Po prostu wiem, że nie jest to dobry pomysł".
Zamiast mówić: "Jestem dorosły. Mogę oglądać pornografię, więc oglądam", mówmy: "Jestem dorosły. Choć mogę oglądać pornografię, nie zrobię tego. Nie dlatego, że ktoś mi zabrania. Po prostu wiem, że nie jest to dobry pomysł" itp.

Czy jest to łatwe? Ani trochę! może tak to brzmi, ale to serio jest mega trudne. Cóż, pozostaje mi tylko codziennie się tego uczyć, oraz życzyć osobom które to czytają by, jeśli już są dorośli, sami codziennie rozkminiali czym jest dorosłość, a jeśli jeszcze mają to przed sobą, by już uczyli się sami sobie stawiać granice.

piątek, 7 listopada 2014

Czy na pewno mamy wolną wolę?

Rozkminiałem sobie kiedyś, czy na pewno mamy wolną wolę? Na pozór wydaje się, że tak. Przecież np. gdy rano przyjdę do kuchni to to będzie moja decyzja czy na śniadanie zjem płatki z mlekiem, czy kanapki? Cokolwiek wybiorę będę miał świadomość, że w 100% był to mój wybór, a nie, że "tak zostałem zaprogramowany".
Trochę bardziej poważny przykład: gdy pisząc egzamin będę miał pokusę żeby ściągać to to będzie wyłącznie moja decyzja czy tej pokusie ulegnę i będę ściągał, czy się temu oprę?

Ale czy na pewno? Przedstawię wam inny tok rozumowania:

- Kto mnie stworzył?
- Bóg
- Kto stworzył moje całe ciało (a więc także mózg)?
- Bóg
- Kto więc stworzył mój umysł? mój charakter? moją osobowość?
- Bóg
- Skoro tak, i skoro Bóg jest wszechmocny i wszechwiedzący, oraz niczym nieograniczony (a więc nie jest ograniczony też czasem), skoro Bóg dosłownie wszystko o mnie wie, dokładnie mnie zna, to czy Bóg nie wie co wybiorę na śniadanie wchodząc rano do kuchni?
- Chyba wie
- Czy Bóg nie wie jaką decyzję podejmę gdy pisząc egzamin będę miał pokusę żeby ściągać?
- Chyba wie
- Więc czy to rzeczywiście jest moja decyzja? czy nie zostałem już w taki sposób stworzony?

Albo inny przykład:
Pan Bóg stworzył Adama i Ewę. Stworzył ich ciała, ich umysły, ich charaktery itd. Czy Bóg nie wiedział, że Ewa da się skusić szatanowi i zerwie owoc z zakazanego drzewa? Czy nie mógł obdarzyć ją takim charakterem żeby potrafiła się temu oprzeć? Czy Kain nie został stworzony właśnie w taki sposób, że był w stanie zabić Abla? Czy Bóg nie wiedział, że tak to się dalej potoczy?

Skoro Bóg tak dokładnie zna mnie i wszystkich innych ludzi na świecie, to czy Bóg nie wie o czym będziemy rozmawiali, gdy spotkamy się z kolegami? Czy nie wie jak będziemy spędzać czas? Oczywiście, że wie! Bóg już dokładnie zna całe moje życie. Wie dokładnie gdzie pójdę, co powiem, co wybiorę itd. On sam mnie stworzył. Jeszcze zanim się urodziłem Bóg dokładnie wiedział, że w tym momencie będę pisał tego posta.

Może znacie ten fragment z Psalmu 139:
"Panie, zbadałeś mnie i znasz. Ty wiesz, kiedy siedzę i kiedy wstaję, Rozumiesz myśl moją z daleka. Ty wyznaczasz mi drogę i spoczynek, Wiesz dobrze o wszystkich ścieżkach moich. Jeszcze bowiem nie ma słowa na języku moim, A Ty, Panie, już znasz je całe." Ps. 139,1-4

Więc czy wobec tego decyzje które rzekomo sam podejmuję to rzeczywiście moje decyzje? Czy najważniejszy wybór jaki w życiu podjąłem: Przyjęcie Boga do serca, to rzeczywiście mój wybór?

"[Bóg] Mówi bowiem do Mojżesza: Zmiłuję się, nad kim się zmiłuję, a zlituję się, nad kim się zlituję. A zatem nie zależy to od woli człowieka, ani od jego zabiegów, lecz od zmiłowania Bożego" Rzym 9,16-17

Teraz wydaje się, że nie. Wydaje się, że wszystko jest już z góry ustalone i nie mamy wpływu na to co się wydarzy. Ale nie martwcie się. To tylko pozory :) Celowo tak pisałem, żeby skłonić was do własnej rozkminy ;) Już tłumaczę na czym rzecz polega.

1. Gdyby rzeczywiście wszystko było z góry ustawione, to dlaczego Bóg stworzyłby nas jako tak słabych ludzi? Przecież mógłby nas stworzyć jako zawsze posłuszne istoty, które nigdy nie będą marudzić, nie będą grzeszyć, tylko cały czas Go uwielbiać. Nie musiałby się na nas gniewać, nie musiałby nas karać, ba! nie musiałby umierać za nas na krzyżu!
Ponieważ jednak tak nie jest, tzn. my, ludzie, jesteśmy słabymi istotami, wciąż popełniamy błędy, wciąż grzeszymy, a wszystko co stworzył Bóg było dobre, to znaczy, że jednak mamy wolną wolę i to była nasza decyzja, że się od Boga oddaliliśmy. Grzech z całą pewnością jest naszą decyzją, a nie wynikiem "zaprogramowania".

2. Gdyby wszystko było z góry ustawione, słowa takie jak "miłość", "przebaczenie", "wiara", w ogóle by nie istniały. Jak moglibyśmy kochać Boga, jeśli nie wynikało by to z naszej woli, a zostało przez Niego "zaprogramowane"? Jak mógłby nam wybaczać, skoro każdy nasz błąd byłby... hmmmm... tak naprawdę to to nie byłaby nasza wina, że grzeszymy, tylko efekt "złego zaprojektowania" przez stwórcę. Jak można byłoby mówić o "wierze" w Boga, jeśli On sam wybrałby sobie i stworzył tych którzy w Niego uwierzą, oraz tych którzy nie uwierzą? Bez sensu...

3. Po co w ogóle Bóg miałby nas stworzyć? Przecież jest wszechmocny, a więc samowystarczalny. Do niczego nie jesteśmy Mu niezbędni, zwłaszcza tak niedoskonali...

Jak więc pogodzić jedno z drugim? Jak to możliwe, że Bóg stworzył nasze umysły i charaktery i jednocześnie dał wolną wolę? Mówiąc szczerze: nie mam pojęcia. Bóg jest wszechmocny i nieograniczony. My jesteśmy bardzo ograniczeni. Nie jesteśmy w stanie ogarnąć Boga. Nie damy rady Go całkowicie poznać. Nie odkryjemy wszystkich tajemnic. W tym miejscu trzeba włączyć ślepą wiarę i przyznać:

Nie mam pojęcia jak to jest możliwe, ale wierzę, że Bóg stworzył mnie 'od A do Z', a jednocześnie obdarzył mnie wolną wolą.
"Zbyt cudowna jest dla mnie ta wiedza, zbyt wzniosła, bym ją pojął." Psalm 139:6

niedziela, 26 października 2014

Pewność zbawienia

Rozkminiałem sobie kiedyś, czy można być pewnym zbawienia? Żeby móc "zmierzyć się" z tym tematem trzeba najpierw odpowiedzieć sobie na dwa z pozoru proste pytania:

a) Co to jest "zbawienie"? 
b) Co to jest "pewność"?

I tu jest ciekawa sprawa. Słowo "zbawienie" bardzo często jest używane w kręgach chrześcijańskich, np. piosenkach (w języku angielskim słowo "save" czasami można przetłumaczyć jako "zbawić"), wykładach, zwiastowaniach, ewangelizacjach, kazaniach itp. (ileż to razy słyszałem zdania typu: "Jezus nas zbawił", "mamy zbawienie w Chrystusie" itd.), ale czy ktoś z Was, czytelników tego postu zastanawiał się kiedyś co to tak naprawdę jest "zbawienie"? Próbowaliście zdefiniować to słowo?

Ja tak :-) Nie posiłkując się żadną książką, wikipedią, ani niczym innym stworzyłem dwie własne definicje słowa "zbawienie". Oto one:

Wersja skrótowa (demo):

Zbawienie jest to odpuszczenie grzechów.

Wersja pełna:

Zbawienie jest to odpuszczenie grzechów osiągnięte dzięki śmierci Jezusa na krzyżu, dające nam możliwość pójścia do Nieba.

A teraz wytłumaczenie tej definicji:
Pan Bóg jest Święty, a my jesteśmy grzesznikami (Rzym. 3,23). Nikt, kto jest grzeszny nie może pójść do Nieba. Bóg jednak tak bardzo nas kocha, że daje nam tę możliwość (Rzym. 5,8). Grzesząc mamy pewien dług wobec Boga (Kol 2,14), ale Jezus umierając na krzyżu spłacił ten dług, przez co nasze grzechy mogą być odpuszczone (Rzym. 5,9). Przyjmując to odpuszczenie grzechów, przed Bogiem jesteśmy czyści (czyli bezgrzeszni), a więc możemy pójść do Nieba. To właśnie jest zbawienie.

Teraz co to jest "pewność"? Cóż, ja rozumiem to w ten sposób: Jeśli jestem czegoś pewien, to znaczy, że:
- jestem przekonany, że to coś się wydarzy
- wierzę/ufam, że to coś się wydarzy
- nie dopuszczam możliwości, że to coś miałoby się nie wydarzyć (wtedy byłbym "prawie pewien")
- nie mam żadnej wątpliwości, że to coś się wydarzy

Teraz dopiero mogę odpowiedzieć na pytanie, czy można być pewnym zbawienia? A więc tak:
Jeśli rzeczywiście szczerze wierzę w Boga, przyjąłem Go do swojego serca, jeżeli wierzę, że Jezus umarł za moje grzechy i nie mam co do tego żadnej wątpliwości (tzn. naprawdę wierzę, a nie przypuszczam, że tak było) to jednocześnie jestem pewien tego, że mój dług wobec Boga został spłacony, czyli mogę pójść do Nieba, a więc jestem pewien zbawienia. Jeżeli pojawia się u mnie choć odrobina niepewności, czy aby na pewno jestem zbawiony, to znaczy, że moja wiara w Boga nie jest do końca szczera.